Gabinet Bukowiec
Bukowiec, ul. Sienkiewicza 4, 95-006 Brójce
T: (+48) 608 000 028
Gabinet Łódź
ul. Piasta Kołodzieja 17, 92-413 Łódź
T: (+48) 793 788 666, (+48 42) 670 70 10

Maluch pierwszy raz u dentysty? Byle nie z bólem

"Przykład rodziców jest bardzo ważny! Nic tak nie nauczy dziecka codziennej rutyny związanej z higieną jamy ustnej jak widok mamy i taty systematycznie szczotkujących swoje zęby."

| | |

Warto powiedzieć na samym początku, że higiena jamy ustnej nie zaczyna się od pierwszego zęba, ale od urodzenia. By maluch przyzwyczaił się do codziennych zabiegów higienizacyjnych, warto przemywać jego dziąsła czystym jałowym gazikiem. Później, gdy zaczynają wychodzić pierwsze zęby, można zaopatrzyć się w silikonowe szczoteczki, które ukoją swędzące, nabrzmiałe dziąsła i przy okazji będą uczyć malucha, że - obok kąpieli, przebierania, przytulania i śpiewania - dbamy również o codzienne oczyszczanie jamy ustnej. Gdy pojawiają się już zęby, przechodzimy na szczoteczkę, i proszę mi wierzyć, że dzieciom przyzwyczajonym wcześniej do zabiegów higienizacyjnych szczoteczka nie będzie straszna.

Co z tym fluorem?

Warto też przypomnieć, że od razu przy oczyszczaniu zębów malucha można i należy stosować pasty z fluorem. Takie są najnowsze wskazania Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego, a fluor znakomicie chroni zęby przed próchnicą. Tu nie ma żadnych wątpliwości, powinniśmy tylko pamiętać, by pasty nakładać niewiele. W przypadku maluchów do 2. życia - nakładamy pasty symbolicznie, a później też niewiele (kulka groszku), bo to w zupełności wystarczy. Szczotkujemy zęby 2x dziennie, również wtedy gdy maluch myje zęby w przedszkolu, i pomagamy dziecku aż do 8-9 roku życia, ponieważ manualnie nie jest jeszcze ono w stanie zrobić tego poprawnie.

Przygotowanie to podstawa

Czasem się zdarza, że do dentysty mogą zniechęcić zupełnie nieświadomie sami rodzice, babcia, dziadek, a nierzadko inne dzieci. Bywa, że gdy maluch nie chce wymyć zębów, grozimy mu wizytą w gabinecie. Nie wolno tego robić! Maluchy też potrafią straszyć się nawzajem już nawet w przedszkolu. Warto pamiętać, że najważniejsza w gabinecie jest współpraca. Z dzieckiem trzeba postępować jak z dorosłym, w tym znaczeniu, że wszystko należy mu wytłumaczyć, opowiedzieć, i poświęcić na to czas - jeszcze przed wizytą. Zdarza się, że maluch jest do gabinetu „wzięty z marszu”, często wystraszony i z tego bierze się brak jego współpracy. W takiej sytuacji lekarz musi zrobić to, czego nie zrobili wcześniej rodzice - wytłumaczyć, pokazać, pozwolić się oswoić. I to oswajanie zabiera nam czasem całą wizytę. Muszę niestety powiedzieć, że w takiej sytuacji, egzamin najczęściej oblewają rodzice. Bywa, że są niezadowoleni, że „nic nie zostało zrobione”, mają pretensje do dziecka. W rezultacie stres mają wszyscy - i lekarz, i dziecko, i rodzic. Dlatego jeszcze raz podkreślam - zaangażowanie rodziców i przygotowanie dziecka do wizyty są kluczowe. 

Pierwsza wizyta. Budowanie zaufania

Pierwsza wizyta powinna się odbyć, gdy dziecku wychodzą zęby, a nie gdy wymagają już leczenia. Maluch powinien traktować gabinet jak coś zupełnie normalnego, nie jak coś, czego należy się bać, czy unikać. Cieszę się, gdy rodzice zabierają do gabinetu swoje dzieci, sami siadają na fotel, a maluch w tym czasie może rozejrzeć się, oswoić. Potem, gdy przychodzi na swoją pierwszą wizytę adaptacyjną, reaguje naturalnie - przecież był tu już z mamą czy tatą i zna to miejsce. Pierwsze spotkanie z dentystą powinna się odbyć do 2. roku życia. To wizyta adaptacyjna, na której dziecko zapoznaje się ze stomatologiem, narzędziami i z gabinetem, i naprawdę nie warto tego pierwszego spotkania bagatelizować. Bo trzeba wiedzieć, że dzieci boją się trochę fartucha, zapachu w gabinecie. Czy czasem z nami dorosłymi nie jest podobnie?

Niestety często się zdarza (uczulam Mamo! Tato!), że rodzice nie traktują wizyty adaptacyjnej jako czegoś osobnego, ważnego, istotnego. Chcą, by „coś się zadziało”, podczas gdy dla dziecka ten czas jest bardzo ważny. Właśnie wtedy buduje ono zaufanie. Na to zaufanie mają ogromny wpływ również rodzice. Jeśli idziemy pierwszy raz do dentysty, powtarzając dziecku jak mantrę „Nic nie będzie bolało” – to z tej informacji maluch na pewno zapamięta tylko „bolało”. Nie mówmy tak! Nie okłamujmy też dziecka, jeśli sytuacja wskazuje na to, że trzeba będzie podczas wizyty przeprowadzić zabieg (np. dziecko ma opuchniętą buzię czy boli go ząb). Trudno odzyskać zaufanie, gdy okaże się, że wizyta spowodowana próchnicą wymagała zabiegu, który wiązał się z dyskomfortem i stresem dla malucha, a mama mówiła, że... będzie to miła wizyta, u miłej pani doktor i „na pewno nie będzie nic bolało”.

Zęby mleczne. Nadal wierzymy w bajki

Nadal słyszę, że zębów mlecznych nie trzeba leczyć, bo i tak wypadną, podczas gdy są tak samo ważne jak te stałe. To przykre, gdy w gabinecie pojawiają się maluchy 3-4-letnie, które nie mają zębów. Pomijając względy estetyczne, te dzieci nie mają czym gryźć!  Może więc krótko kilka faktów, które raz na zawsze rozwieją wątpliwości. Po pierwsze, zarażone próchnicą mleczaki, mogą zarażać zęby stałe. Próchnica jest chorobą zakaźną jak grypa, covid czy opryszczka. Trzeba pamiętać, że można nią zarazić dziecko m.in. przez oblizywanie smoczka, sztućców czy picie z jednej butelki. Po drugie, zęby mleczne mogą powodować stany zapalne, narażając dzieci na ból i poważne powikłania w obrębie nie tylko jamy ustnej, ale i całego organizmu. Po trzecie, „zepsute” mleczaki zaburzają prawidłowe gryzienie, połykanie, a w konsekwencji wpływają na poprawne działanie układu pokarmowego. Po czwarte, zęby mleczne pracują nad rozwojem całej twarzy. Przedwcześnie usunięte lub mocno zniszczone sprawią, że zęby stałe nie rozwiną się i nie wyrzną prawidłowo, powodując często poważne wady zgryzu. Najczęściej będzie to wymagało leczenia ortodontycznego. Warto więc dbać o mleczaki, bo mają wpływ na to, jakie zęby nasze dzieci będą miały w przyszłości.

Nie bójmy się mówić do dzieci jak do… dzieci

Trzeba pamiętać, że zęby mleczne bolą tak samo jak te stałe. Jeśli więc zastanawiamy się, czy warto leczyć mleczaki, przypomnijmy sobie tę chwilę, gdy bolał nas ząb. Obecnie wszystkie zabiegi można zaplanować tak, by odbywały się bezboleśnie, bo na pewno wiercenie na siłę bez znieczulenia jest bez sensu!  A znieczulenie można dziś zrobić na wiele sposobów. Trzeba wiedzieć, że dla dziecka jest to mały szok, buzia robi się dziwna. Najpierw więc trzeba je przygotować, i tu nie bójmy się prostych słów, które najlepiej rozumieją maluchy. W gabinecie mówię: „teraz pani dentystka zrobi komara” albo „teraz na chwilę uśpię ząb” – i wiem, że dziecko mnie zrozumie. Nie krępujmy się słówek, które dla nas dorosłych są infantylne. Mówmy do dzieci jak do… dzieci.

Dziś naprawdę mamy sporo możliwości, jeśli chodzi o znieczulenie. Bo na przykład jeszcze przed znieczuleniem docelowym możemy dodatkowo znieczulić miejsce, gdzie będzie ukłucie. Do swojej dyspozycji mamy różnego rodzaju pasty, żele o przyjaznych dla dziecka smakach  (truskawka!), które są naprawdę skuteczne. Warto też wspomnieć o znieczuleniu komputerowym - jest podawane bardzo wolno, dziecko nie czuje rozpychania tkanek jak przy znieczuleniu tradycyjnym. Co ważne można nim znieczulić tylko jeden ząb, nie ma też strzykawki, a przyjazny w wyglądzie „długopis”.

Znieczulenie pozwala nam wyczyścić ubytek jak należy, a nie tak jak nam dziecko pozwoli z powodu lęku. Ruchliwy, zaniepokojony mały człowiek na fotelu utrudnia nam pracę, dlatego współpraca dziecko-dentysta, dziecko-rodzic, rodzic-dentysta oraz wcześniejsze przygotowanie malucha zadziałają na pewno.

Techniki mycia zębów

Dziecko powinno się uczyć tzw. metody okrężnej (robimy kółeczka). Dziesięciolatka można już na pewno uczyć oczyszczania zębów metodą wymiatającą. Gdy przyjmuję małych pacjentów wszystko dokładnie im objaśniam. Uczę szczotkowania zębów, a także oczyszczania języka. U starszych zwracam baczną uwagę na szóstki, bo to nasze pierwsze stałe zęby. Dzieci nie oczyszczają ich dokładnie, a rodzice często przeoczają moment, gdy wyrosły. Trzeba dzieciom zaglądać do buzi i mówić im, że te zęby są już na całe życie. Jest teraz na rynku wiele preparatów (pasty edukacyjne, kropelki), które pozwalają zobaczyć gołym okiem, gdzie zęby są niedomyte. Wygodnym rozwiązaniem, dość nowym, są właśnie pasty edukacyjne. Nakładamy na szczotkę, myjemy, wypluwamy. Miejsca źle oczyszczone widać wyraźnie, bo zabarwione są na czerwony lub zielony kolor.

Trzeba też pamiętać o najnowszych zaleceniach PTS. Wyszczotkowanych zębów nie płuczemy już wodą. Wypluwamy pastę i tak zostawiamy. Dzięki temu składniki w niej zawarte podziałają na zęby lepiej.

Jeśli chodzi o szczoteczkę, każda będzie dobra, jeśli używamy jej poprawnie i systematycznie. Faktem jest jednak, że dzieci, zwłaszcza te małe, nie są jeszcze tak sprawne manualnie, na początku więc szczoteczki elektryczne lub soniczne są dobrym rozwiązaniem. Trzeba jednak pamiętać, by wybierać końcówki dostosowane dla maluchów i koniecznie po dzieciach poprawiać! Dodatkowym atutem szczoteczek elektrycznych jest to, że dzieci lubią elektroniczne gadżety… wiadomo, że to nie jest niezbędne, ale skoro może im dobrze służyć – dlaczego nie. Dodajmy do tego zabawną aplikację i mamy wyszczotkowane zęby plus odrobinę dobrej zabawy przy codziennej higienie.

Słodycze i przekąski. Można lepiej

Nie jest możliwe całkowite wyeliminowanie słodyczy z diety dziecka. Nawet nie będę próbowała rodziców do tego przekonywać. Jednak warto wiedzieć, że dwie kostki czekolady zjedzone zaraz po obiedzie (a potem wypłukanie wodą lub wyszczotkowanie zębów), nie zrobią takiego spustoszenia jak chrupki, które oblepią zęby i pozostaną tam na długi czas, podobnie lizaki. Soki czy słodką wodę, które maluchy dostają często na noc lub popijają przez cały dzień warto wymienić na wodę. Cukier w nich zawarty oblepia zęby, zmienia się również ph w ustach na kwaśne, rozpuszczając szkliwo, a to pierwszy krok, by dziecko miało bardzo zaawansowaną próchnicę.

No trudno. Trzeba pozwolić, by dzieci jadły słodycze, ale można to zrobić na pewno lepiej i zdrowiej dla zębów. Kraje nordyckie stosują na przykład model słodkich weekendów - wprowadza to pewne ograniczenia, ale nie rezygnujemy ze słodkości całkiem, i to się sprawdza. To, co na pewno należy pamiętać, to by przepłukać zęby wodą lub od razu je wymyć (często już samo przepłukanie ust wystarczy). I na pewno nie dawajmy dzieciom słodyczy między posiłkami. Lepiej by zjadły czekoladkę tuż po obiedzie niż żeby podjadały po kawałku przez cały dzień.

Czy dzieci mają zdrowe zęby?

Mimo że mamy dostęp do informacji, technologii, nadal ogromna większość polskich dzieci ma próchnicę, i to niezależnie czy jest to małe, duże miasto czy wieś. Polska jest jednym z niechlubnych liderów w Europie w tym zakresie. Nie inaczej jest u nas w gabinecie. Nadal najczęściej dzieci przychodzą z bólem. Nadal rodzice reagują dopiero, gdy trzeba już leczyć. Ale jednocześnie obserwuję, że powoli, powoli wzrasta świadomość rodziców. Na przykład przychodzą oni z bardzo małymi dziećmi profilaktycznie lub po to, by już oswajać malucha z dentystą na wizycie adaptacyjnej. Zdarzają się też dzieci, choć wciąż rzadko, bez żadnych ubytków próchnicowych. Pojawia się też coś bardzo dobrego - lekarze pediatrzy wymagają wpisów do książeczek zdrowia o przeprowadzonej kontrolnej wizycie u dentysty.

Przyglądam się tym wszystkim zmianom z ostrożnym optymizmem. Chciałabym tylko, by następowały sprawniej. Jako dentysta przyjmuję sporo dzieci. Przypominam sobie np. maluchy, które przyszły do mnie jako czterolatki i mimo niełatwych początków udało się nawiązać taką współpracę, dzięki której w tej chwili wizyta nie jest ani traumatyczna dla dziecka, ani dla nas, ani dla rodziców. Wychowałam już całkiem sporą grupkę pacjentów, którzy mimo że jeszcze nieduzi już wiedzą, że leczenie stomatologiczne jest ważne.

Przygotowujcie się do wizyt u dentysty wraz ze swoimi maluchami. I dbajcie o zęby. To na pewno przyniesie efekty! 

Autor artykułu: lek. dent. Małgorzata Górecka

Wróć